Pan przychodzi tam, gdzie się Go nie spodziewamy...
Dzisiejsze czytanie ze Starego Testamentu (Krl 19, 9a. 11–13) to piękne opowiadanie o proroku Eliaszu, który czekał na Pana u wejścia do swojej groty:
A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały szła przed Panem. Ale Pan nie był w wichurze. A po wichurze trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu...
Ale przecież tak się Pan objawiał: w słupie obłoku lub ognia na pustyni, w grzmiącej Górze Synaj, w potędze działania wobec Egiptu! Jak wielkiej wiary i bliskości z Bogiem potrzebował Eliasz, by rozpoznać Go w znaku zupełnie odmiennym:
A po tym ogniu szmer łagodnego powiewu. Kiedy tylko Eliasz go usłyszał, zasłoniwszy twarz płaszczem, wyszedł i stanął przy wejściu do groty...
Wielu czekało na Mesjasza, spodziewając się Jego obecności w sposób, jaki odpowiadałby ich oczekiwaniom. Toteż Go nie poznali, gdy przyszedł na ziemię. O nich pisze św. Paweł (Rz 9, 1–5): "w sercu swoim odczuwam wielki smutek i nieprzerwany ból. Wolałbym bowiem sam być pod klątwą i odłączonym od Chrystusa dla zbawienia braci moich..."
Uczniowie Jezusa znali już trochę Jego zwyczaje, całonocne modlitwy, uzdrawianie i nauczanie. I mimo to nie spodziewali się Go ujrzeć kroczącego po jeziorze (Mt 14, 22–33). Nic więc dziwnego, że "zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli".
***
Panie Jezu, naucz nas rozpoznawać Twoją obecność - szczególnie tam, gdzie się Ciebie nie spodziewamy...